Jako dziecko nie miałam grubej Barbie. Czy potrzebuję jej jako dorosła?

Od kilku lat obserwuję zmianę polityki firmy Mattel. I pisząc “obserwuję”, naprawdę to robię, ponieważ lalki Barbie były ważną częścią mojego dzieciństwa. Moi rodzice na produkty Mattela wydali małą fortunę. Do dziś w domu rodzinnym oglądam na strychu różowy domek  z windą, różowy jacht, różowy samochód oraz campera. Miałam trzech Kenów (jeden bez głowy, drugi bez ręki, trzeci bez nogi – w trakcie zabawy często tłumaczyłam to wojną w Wietnamie, o której słyszałam z amerykańskich filmów). Poza nimi, miałam ogrom lalek Barbie. Blondynki, brunetki, w lśniących włosach, które czasem ginęły w starciu z nożyczkami. Kilkadziesiąt lalek z najróżniejszymi gadżetami, leżakuje dziś w kilku kraciastych, bazarowych torbach od “ruskich”.

Gdy napisałam jeden z moich popularniejszych tekstów na temat zabawek (Jak wychować głupie dziecko?), w Internecie rozgorzały dyskusje, że przecież wiele kobiet bawiło się różowymi, stereotypowymi zabawkami i żyje. Oczywiście! Tak też było i ze mną. Bawiłam się różowymi, długonogimi Barbie, przy których wyglądałam jak mały ogr. Szczęście chciało, że jak na rozpieszczoną jedynaczkę przystało, nie tylko w różu mnie kąpano. Gdy zechciałam dostać mikroskop, teleskop, subskrypcję gazety filatelistycznej oraz zacząć zbierać kamienie – nikt nie widział w tym ideologii gender.

Przesadzam?

Wysokie lalki przedstawiające afroamerykankę, azjatkę i rudowłosą dziewczynę, krągła blondynka i niebieskowłoska lalka oraz drobna, śniada lalka.

Linia lalek Barbie Fashionistas (Mattel)

Kiedy zwracam ludziom uwagę na to, że istnieją zabawki dedykowane dla płci, kojarzone jednocześnie z intelektem (różowe rzeczy do prowadzenia domu, gotowania i sprzątania, niebieskie to zabawki naukowe, mechaniczne), jestem posądzana o przesadę. Tak samo za przesadę uważane są nowe lalkie Barbie, które zaczęły przybierać inne kolory i kształty, niż kaukaska, długonoga blondynka. Szerokim echem odbiła się tegoroczna nowość – lalki wysokie, drobne oraz krągłe. W tym jedna, ta grubiutka, wygląda zupełnie jak ja! No dobra, jest małą kuleczką (przesadzam, curvy barbie wciąż jest szczupła) i ma niebieskie włosy. Koniec podobieństw.

Nie będę się jednak czepiać. Pozytywnie oceniam zmiany w polityce Mattel, gdzie coraz częściej pojawiają się mniejszości etniczne, sama Barbie nie jest już tylko żoną, matką i modelką. Ostatnia Barbie została architektką, lekarką, a teraz Barbie jest również developerką gier komputerowych! Kolejnym planem jest stworzenie Barbie jako głowy państwa. Oczywiście, że jest to zabieg marketingowy, co często zarzuca się firmie. Ale wyjątkowo dobry zabieg!

Wiecie, to nie jest tak, że to jest sama poprawność polityczna. Jak wspomniałam, jako dziecko był ze mnie mały ogr. Mała wersja Fiony z filmu Shrek. Dziecko było ze mnie chorowite, napęczniałe od antybiotyków, no i smutne. Bo choćbym bardzo schudła, to nigdy nie mogłabym przypominać anatomicznie niepoprawnej Barbie. Można to bagatelizować, ale tego, że pierwsze problemy z samoakceptacją i zaburzeniami odżywiania pojawiają się przed 10. rokiem życia, nawet u 8-9 latek, tego bagatelizować się nie da.

Czy to wina zabawek?

Przedstawione są lalki Barbie w roku 2016. Będą to Barbie o różnych figurach, Barbie szpieg, Barbie developerka gier komputerowych oraz seria President & Vice-President

Developerka musi być moja! Barbie w 2016r. (Mattel)

Oczywiście, że nie. A może kultury zachodniej? Projektantów mody? Można szukać wielu winnych. Bo w tej historii każdy jest winny i nikt nie jest winny. Od wieków wychowuje się dziewczynki tak, aby nikogo nie urażały swoim zachowaniem oraz spełniały wszelkie wyobrażenia. Więc akceptujemy publicznie coraz mniej, a oceniamy innych coraz łatwiej. Oglądam wiele seriali i filmów, ale jedynym miejscem, gdzie widuję nagą kobietę w rozmiarze, jaki ma większość kobiet mijanych na ulicach, jest serial Girls i grająca w nim Lena Dunhan. Widok ciała, które nie jest jak z okładki Vogue, początkowo wprawiał mnie w zakłopotanie. Bo tak naprawdę nie ma zbyt wiele okazji do oglądania realnego ciała kobiet w rozmiarze 40+. Ok, mamy reklamy Dove, gdzie te wszystkie krągłe modelki są wybitnie jędrne, proporcjonalne i gładkie. I równie nierealne.

Hannah Horvath, bohaterka serialu Girls, siedzi naga pod prysznicem

Lena Dunhan, scena z serialu “Girls”

Oglądając Girls odkryłam ciało na nowo. Bo niby mam swoje, ale po co miałabym mu się bliżej przyglądać? Jest pełne rozczarowań. Tymczasem oglądam ciało Leny, która z zerowym zakłopotaniem pokazuje nieregularne, małe piersi. Falujący, miękki brzuch. Nierówne, wibrujące uda. I nosi przy tym kuse spódniczki, małe bluzeczki, co tylko podkreśla jej odległość od ideału. Albo chociaż przyzwoitości.

Jednocześnie Lena nie jest drastycznym przykładem z programu o monstrualnej otyłości. Jest taka, jak koleżanki z pracy i z uczelni. Nie różni się od waszych sióstr, matek i partnerek. Tylko każda inna kobieta chowa Lenę pod grubą warstwą bielizny wyszczuplającej, długimi rękawami zasłania miękkie ramiona, oversize’owy sweter skrywa smutny brzuch, a legginsy są łatwiejsze niż kolejna porażka w przymierzalni, kiedy znowu ten rozmiar powinien pasować. Ale nie pasuje.

Nie bawię się lalkami. Ale oglądam seriale. Lena Dunhan stała się moją Barbie w rozmiarze curvy. Punktem odniesienia, który zapewnia mnie, że ludzie są różni. A pokochanie różnorodności jest lepsze niż wegetowanie we własnych rozczarowaniach.