Przewrotnie odpowiadam najczęściej: miesiąc. Ludzie myślą wtedy, że oszalałam.

Dla nietechnicznych ludzi, zwanymi często “humanistami”, nauka programowania jawi się jako nadludzka supermoc. Zgłębienie jej zdaje się być awykonalnym zadaniem. Przecież z bólem zdali maturę z matematyki, a bankomat zawiesza się na sam ich widok. Programowanie z pewnością jest dla swego rodzaju geniuszy, nie dla nich.

Cóż, nigdy nie byłam genialna. Zawsze lepiej pisałam niż liczyłam. I cóż, nie da się ukryć, że to dobra cechy programistek i programistów. Nigdy nie będą lepiej liczyć niż komputer, ale mogą pisać kod tak dobrze, że komputer policzy wszystko za nich. Ale rozprawmy się z mitem głównym:

Programowanie to nie matematyka

liczba pi na tablicy

A próg wejścia w świat programowania staje się coraz niższy. Języki programowania ewoluują, stają się coraz prostsze i logiczniejsze. A zamiast porównywać programowanie do matematyki, dużo lepiej jest je porównywać do nauki języków obcych. Plus, że wszystkie są pewną wariacją na temat jednego języka – angielskiego. Minus? Jest ich wiele, a one same mają swoje dialekty i gwary.

Kiedy mogę mówić, że potrafię programować?

Po napisaniu recenzji kursu Coders Lab, obserwowałam występujące niekiedy zarzuty, że w miesiąc nie można zostać programistką. Tego nikt nie obiecuje i faktycznie trudno nie zgodzić się z faktem, że sam przelew za kurs nikogo programistą nie uczyni.

Tylko, co oznacza, że jest się programistą czy programistką? Jakie są przesłanki do tego, aby siebie tak nazywać? Kiedy zdanie “potrafię programować” jest prawdziwe, a nie wydumane? Czy licencję na nazywanie się programistą dostaje się wraz z dyplomem ukończenia studiów informatycznych? Po napisaniu pierwszej aplikacji? Po stworzeniu pierwszej strony? Po tym, jak minie 10 lat od zapisania pierwszej zmiennej?

Zauważyłam wtedy, że przyznając się do tego, że ja nauczyłam się programować w miesiąc, najzwyczajniej albo jestem zbyt skromna, albo zbyt szczera, w porównaniu do innych programistów. Bo przecież mogłabym wspomnieć o instalowaniu sterowników w wieku 10 lat. Rozbieraniu komputera stacjonarnego i dokładaniu pamięci w wieku 12 lat. Tworzeniu szablonów w HTML na blog.pl, gdy miałam lat 13. Chodzeniu do liceum o profilu językowo-informatycznym (przemilczając, że polegało ono głownie na tym, że dowiedziałam się, jak są “majtki” po francusku i zrobiłam stronę WWW ze zdjęciami Kurta Cobaina na zaliczenie). Mogłam w końcu też powiedzieć, że przecież obejrzałam wszystkie filmy Mirosława Zelenta o C++, przerabiałam wszystkie tutoriale na CodeCademy,  czytałam po nocach Two Scopes of Django, Java Script oraz Ruby dla dzieci i uporczywie chodziłam na wszystkie weekendowe warsztaty programowania.

Podsumowując, wyszłoby, że programuję od jakiś 15 lat. I taką deklarację usłyszałam ostatnio od kilku junior developerów, którzy z uporem maniaka te wszystkie lata sumują. A ja, głupia, szczerze podaję czas, jaki zajął mi kurs i dodaję do tego staż pracy.

Programiści jak snowboardziści?

góry

Gdy zapytasz znajomych, którzy jeżdżą na nartach lub snowboardzie, o to, jak długo uprawiają sporty zimowe, usłyszysz najczęściej, że od kilku lat, od dziecka, od studiów. Liczą to w latach. Mimo, że w praktyce najczęściej był to tydzień lub dwa tygodnie ferii zimowych, co sezon. W rezultacie nie jeździli kilka lat, a kilka tygodni na przestrzeni kilku lat.

Podobnie zdaje się być z jakąkolwiek inną nauką. Czy powinnam zaokrąglać moje każde spotkanie z programowaniem od czasów dzieciństwa, do okrągłego roku? Czy powinnam mówić o mojej pierwszej styczności z DOSem poniżej 10 roku życia? Czy student informatyki faktycznie przez 5 lat spędza 1826 dni na nauce programowania? Czy nawet na nauce jakiejkolwiek? Chyba każdy student wie, że faktyczna nauka na studiach odbywa się zazwyczaj tydzień przed sesją.

Jak długo trzeba się uczyć programowania?

Main Reading Room, State Library of NSW, Sydney (NSW) Digital ID: 12932-a012-a012X2442000010

Main Reading Room, State Library of NSW, Sydney (NSW) Digital ID: 12932-a012-a012X2442000010

To pytanie ostatnio zadawałam wielu znajomym senior developerom. Bo jako junior, nie czułam się kompetentna, aby swoje zdanie puszczać w obieg. Zgodnie odpowiadali, że całe życie.

Programowanie to zawód, który pomimo wypracowanych lat, wciąż zmusza Cię do tego, aby przeczytać dokumentację, śledzić fora internetowe, ściągać aktualizacje. Wiedzieć, ciągle wiedzieć. O nowych bibliotekach, językach, metodach. Branża IT rozwija się niezwykle dynamicznie i chce korzystać z najnowszych rozwiązań. Więc z czasem po prostu nauka przychodzi coraz łatwiej, ale, zasadniczo, nigdy się nie kończy.

Zatem myślę, że uczciwie nazywam się programistką od ukończenia kursu Coders Lab. Nie przyszło mi to łatwo i gdyby nie duże zaangażowanie organizatorów kursu w to, aby zorganizować uczestnikom rozmowy o pracę, pewnie sama byłabym zbyt przerażona, aby rozpocząć poszukiwania pracy w ogóle kiedykolwiek. A szybko okazało się, że potrafię na tyle dużo, aby chciały mnie zatrudniać software house’y. I po podpisaniu pierwszej umowy stwierdziłam, że nie ma co dłużej zwlekać z nazywaniem siebie programistką. Bo przecież programowaniem zarabiam na życie. Linijki kodu napełniają miski moich kotów, płacą rachunki i spełniają moje zachcianki.

Dlatego, mimo lat dryfowania wokół nowych technologii, intensywnie programowałam przez cały miesiąc. Albo, innymi słowy, przez jakieś 240 godzin w trakcie jednego miesiąca. W kolejnym miesiącu następne kilkadziesiąt godzin. Aż przyszła praca. 160 godzin miesięcznie. A przede mną kolejne godziny, przez kolejne lata, aż mi się nie znudzi. Przez ten czas będę się uczyć i zbierać kolejne errory. I wątpię, że kiedykolwiek będę na tyle dobra, żeby choć raz w tygodniu nie powiedzieć:

Dziwne, u mnie działa.

coderslab