Dziś 280 tysięcy maturzystów odbiera swoje niezadowalające wyniki matur. Jakaś studentka oblała egzamin i czeka ją wrzesień. Jakiś człowiek skacze dziś z mostu.

Zastanawiałeś się kiedyś, co się stanie, kiedy nie zdobędziesz wykształcenia?

Będziesz zamiatać ulice lub zbierać do czapki. Będziesz żył w niedostatku, biedzie i smutku. Umrzesz.

No co, każdy to słyszał. Od rodziców, a jeżeli nie, to chociaż od dziadków, babć, ciotek, wujków czy nauczycieli. Ktoś dorosły pokazywał Wam kelnerkę czy kasjera i mówił: tak wygląda życie bez wykształcenia.

(Co z tego, jeżeli wskazany miał może doktorat).

Rzuciłam studia. Na piątym roku jednolitych studiów magisterskich. Po zdaniu wszystkich egzaminów. Z prawie skończoną (i nieskromnie, bardzo dobrą) pracą magisterską o traffickingu. Z niezaliczonym od trzech lat egzaminem ze słynnego Kodeksu Postępowania Administracyjnego.

Jestem osobą z natury pacyfistyczną. Ale gdybym mogła, to zrzuciłabym bomby na (puste) polskie szkoły. Spaliłabym podręczniki. Zresetowała mózgi gronom pedagogicznym.

trees

Cały system poddałabym lobotomii.

Jak bardzo dramatycznie zabrzmi, gdy powiem, że edukacja państwowa sprowadziła na mnie wszystko, co najgorsze? Jak bardzo będę przesadzać, gdy powiem, że studia zniszczyły duży fragment mojej osobowości?

Wiele osób sądzi, że na prawo zaciągnęła mnie wizja pieniędzy. Och, błogosławieni ci, którzy nie wiedzą o biedzie, jaka kryje się pod marynarkami Vistuli. Co za nędza wyłania się spod zatęchłej togi.

Nie, to nie pieniądze mnie zaciągnęły. To ludzie.

Amanda, jesteś najbardziej wygadaną osobą, jaką znam! Przegadasz każdego, z nazisty zrobiłabyś hipisa. 

Cóż, to prawda. Byłam królową kłótni, Daenerys Targaryen dyskusji, która argumentami zabić mogła prawie każdego. W głowach życzliwych jawił się zatem obraz urodzonej adwokatki. W mojej głowie widziałam zaś obietnicę robienia rzeczy dobrych. Bo przecież interesowało mnie wszystko i to wszystko zazwyczaj cierpiało na brak prawników. Prawa zwierząt, ludzi. Mogłabym pomóc.

Opanujcie proszę ironię, byłam dzieckiem. Puchem marnym.

glass

A potem poszłam na studia.

Po pięciu latach wyszłam pełna wiedzy. Wiedziałam, jak bardzo jestem głupia, beznadziejna, nic nie warta.

Wyszłam pełna przekonań. Przekonana, że ideały na uczelni umierały razem ze mną.

Pełna pewności. Bynajmniej siebie. Pewna, że minuta dłużej i umrę. Tak po prostu.

Wiem, drama queen ze mnie. W końcu studia co roku zdają setki tysięcy młodych Polaków. Są tak samo bardzo bez pracy, jak przed studiami, ale mają tytuł magistra.

Wszyscy zdają. Ja nie zdałam. Głupia, mówią, w końcu byłam już na ostatniej prostej. Ile to, zarwać miesiąc, nauczyć się na egzamin do Krwawej Barbary. Pozbyć się resztek człowieczeństwa to żadna sztuka. Przypełzniesz, będziesz wić się na uniwersyteckich płytkach, plamiąc godność tej podłogi swoim jestestwem. Może wyprosisz. A może nie. Popłacisz te kilkaset złotych. Obronisz pracę.

I będziesz mieć tytuł magistra. Wytatuujesz go sobie na dupie. Wygrawerujesz na własnym pomniku. A następnie wyprowadzisz psa. Całą watahę. Niech srają. Celowo nie bierz foliowego woreczka. Nie sprzątaj. Niech leży. Niech śmierdzi. Niech straszy.

Nie idź na studia.

Tagged in:

, ,