Spędziłam świetny weekend. Zaprosiłam znajomych i przy misce popcornu, w pluszowych piżamach, oglądaliśmy Netflixa.

Przeczytałam świetną książkę, dostałam mailowo trzy propozycję pracy i nauczyłam się nowego słowa po szwedzku. Lagom. To znaczy w sam raz. Wyjątkowo przespałam całą noc, bo koty tym razem postanowiły mi odpuścić i nie rzygać, biegać po mnie czy zrzucać ze stołu szklanki.
Obudziłam się w poniedziałek i szczęśliwa zauważyłam, że dziś nie wyszedł mi na twarzy żaden nowy pryszcz. Kreski na oku wyszły proste, jak nigdy. Na śniadanie zjadłam zdrowe smoothie, którego zdjęcie na Insta zgarnęło masę lajków.
Wszystko szło niesamowicie dobrze.

Do czasu

Stoję przed szafą, która pewnie któregoś dnia sprawi, że wyskoczę z mojego trzeciego piętra na kostkę brukową. Przeżyję, choć może będzie mi bliżej do rzodkiewki, niż człowieka. Nie wiem bowiem, jaki sadyzm kierował właścicielką wynajmowanego przeze mnie mieszkania. Cała ściana sypialni szczelnie wypełniona przesuwaną szafą z gigantycznymi lustrami, których same jestestwo sprawia, że nie chcę żyć.
A w środku one:

Spodnie

Hannah Horvath, bohaterka serialu Girls, siedzi naga pod prysznicem

Lena Dunhan, scena z serialu “Girls”

Jeansy. Zapinane na guzik, pociągane na zamek.
Wciągam je na nogi. Jeszcze przed chwilą zwykłe, regularne, typowe kończyny. Teraz pagórkowate przeszkody, ściskane przez okowy boa dusiciele. Z każdym centymetrem czuję ból, kiedy trzewia się wywracają, a ja powstrzymuję się od zwrócenia hipsterskiego koktajlu.
Mijają za duże pośladki i dochodzą do pasa, gdzie przyjdzie przypieczętować ich jestestwo guzikiem. Z lekkim ociąganiem i buntem, guzik wpada w zagłębienie pępka. Przez najbliższe godziny nie pozwoli mi zapomnieć, że TU mam brzuch, tak daleki od ideału.
Próbuję głęboko oddychać, ale czuję, jak rosnę. Jak puchną mi uda, brzuch i ręce. Jak nie mieszczę się już nie tylko w spodniach, ale i we własnej skórze. Puchną mi organy wewnętrzne i czuję, jak płuca przestają swobodnie pracować.
Wierzgam i płaczę, nie panuję nad tym. Biorę telefon i piszę do pracy: Sorry, nie dam rady dzisiaj przyjść. Ogarnę zdalnie. Leżę pokonana pod ścianą i nie wiem co dalej.
Wezmę się w garść. Dam radę wstać i wejść do metra, pojadę do galerii. Kupię nowe spodnie.

Po prostu spodnie2

W gardle mnie ściska, ale odważnie jadę przez kilka stacji i docieram w końcu do sklepów. Odbijam się od wieszaków i zbieram kilka par. Ściągając z siebie spodnie, czuję się jak ciasto drożdżowe. Ktoś mnie zostawił w ciepłym miejscu na godzinę, po czym ściągnął ze mnie szmatkę, a ja stałam się 3 razy większa.
Wciskam kolejną parę. Przewraca mi się żołądek, a na mnie napierają ściany przymierzalni. Światło podkreśla autostrady moich rozstępów, które błyszczą, jak posypane brokatem. Nie umiem już dłużej patrzeć i udawać, że jest ok.
Ześlizguję się na ziemię i wyzywam swoje odbicie od grubej kurwy. Spasionej świni, która zjadłaby własną matkę wraz z kanapą, na której by leżała.
W lustrze jestem zła, twarz mam pełną odrazy. Robi mi się smutno. Mówię: Ej, Amanda, nic się nie stało. Nie płacz, to tylko spodnie. Jesteś fajna i dodatkowa fałda niczego Ci nie ujmuje. Serio, chodź, wstań. Ubierz się. Wrócimy do domu. 
 
Nie mogłabym dłużej żyć, gdybym wciąż była sama sobie najgorszym wrogiem. Codziennie uczę się traktować siebie nawet nie jak koleżankę, ale chociaż obcą mi osobę. Bo nawet przypadkowej dziewczynie na ulicy potrafiłabym powiedzieć, jak mądrym i wartościowym jest człowiekiem. Że ma ładne włosy i piękny uśmiech.

Tylko nie sobie.

Amy Schummer by Annie Leibovitz

Amy Schummer by Annie Leibovitz

Ani ja, ani Ty, nie zasłużyłyśmy sobie na autoponiżanie. Żyjemy w trudnym świecie, gdzie większość z nas nie mieści się w kanonie zaserwowanym przez media i własną głowę. Jesteśmy za chude, za grube, zbyt umięśnione albo za mało fit. W tym świecie potrzeba ciepła, które same sobie damy. Zamiast tego serwujemy kolejną dawkę gówna, które z lubością rozsmarowywujemy sobie na głowie.
Robisz to niezależnie, czy ważysz 120, 82, 65, 55 czy 42 kilogramy. Niezależnie od opinii otoczenia, przyjaciół, bliskich ani nawet osoby, z którą sypiasz. Nie masz na to wpływu, wiem.
Ale spróbuj być dla siebie dobra. Tak po prostu, z ludzkiej życzliwości, która nakazuje Ci ustąpić miejsca w tramwaju i odwzajemnić uśmiech na ulicy. Ta sama życzliwość niech Cię zeskrobie z podłogi w przymierzalni.