Tak siedzę sobie uhahana w kołdrze zagryzając colę pringelsem, czytam te Wasze komentarze, że o, Amanda, a Ty to taka ładna, taka, kurwa, mądra, że w ogóle to mi clitoris staje na Twój widok.

I ja siedzę w tej kołdrze, jak taki troll i robię „mihihihi sztop it mihihihi” aż tu, kurwa, kurier dzwoni. Kurierzyca, w zasadzie. Generalnie, to od trzech dni dzwoni, ale najpierw to mi się zachciało jednak dłużej w Malmo posiedzieć, potem wstać mi się nie chciało, a wczoraj to byłam 50 metrów od domu, ale w kawiarni chciałam popracować. No ale WiFi nie było, hot spot osobisty oszczędzam, bo powinnam wziąć abonament, ale boję się, że mnie nie stać, a na doładowanie też wcale. No ale kawę z ciastkiem zamówiłam. Wegański snickers, ale kurwa bez cukru i glutenu, więc funu tyle, co na pogrzebie. Nawet wróbel wzgardził, jak poczuł, że to nawet nie kakao, a jebany karob. No i w sumie mogłabym pójść, bo przecież rzut beretem mam do domu, ale jak już człowiek się wykosztuje te 70 koron za fikę, gdzie w Warszawie za to to by obiad z deserem i jeszcze smoothie ze spiruliną wjebał, no to sorry. Więc dobra, plan dnia dziś był taki, że łóżka nie opuszczam do momentu, aż karoca z 50 kilogramami kociego żarcia i żwirku nie zajedzie.

“Jak to, kurwa, bez glutenu?”

No i zajeżdża. I ja wiem, że szczyt skurwysyństwa z mojej strony tak za każdym razem, regularnie, 50 kilogramów wszystkiego zamawiać. No ale będę silna, zasugeruję, żeby jak nie wnieśli sami mi tych paczek, to chociaż pomogli.

Ale ja nie mogę mieszkać w normalnym miejscu, tylko w pierdolonym labiryncie, zaczarowanym ogrodzie, to zawsze oni sobie zażyczą zejść po nich. Z listem to znajdą drogę, a i owszem, drzwi na kod sobie nawet otworzą, mimo, że domofonu brak. Ale ni chuj z paczkowanymi krowami dla moich kotów.

I tak schodzę ze schodów, wychodzę na podwórze, zakrętem wymijam pralnię, kontenery z kompostem i śmieci mieszane. Maszeruję wzdłuż rabatek z oregano i truskawkami. Odnajduję drzwi do kolejnego budynku, bo przecież, kurwa, incepcja, budynek w budynku i wejść trzeba w drugą kamienicę. Mijam wózki dziecięce, tablicę z harmonogramem prania i sprzątania klatki, którą z uporem maniaka ignoruję i wciskam się na chuja w kolejkę jak tylko widzę, że pralka pusta. Dochodzę. Wyglądam przez drzwi ale nikogo nie ma. No nic, odwracam się, ale nagle widzę, nadjeżdża ma niewiasta z karocą dwóch kartonów.

Wizualizacja kurierzycy

Onieśmielona jej blond lokiem i setką tatuaży nie ogarniam, gdy ta mnie po engelsku pyta, czy mi pomóc zanieść. I ja już oczami wyobraźni widzę, jak ta klęka przede mną i mówi mi, że chce mi pizze codziennie na śniadanie do końca życia dowozić i żwirek z kuwety zawsze sama wymieniać. I już słyszę jak dzwony biją, gołębie latają, ryż mi wpada w oczy, soczewka wypada, ja płaczę, wszyscy płaczą, Trump płacze. I mówię „no, thank you, I can handle it”.

Gołębie roztrzaskały się na krwawą miazgę o okna, a ja podpisuję się palcem na jej małym urządzonku, bo to będzie jedyna sprośna chwila, jaka nas razem spotka w tym życiu. Ona wychodzi, ja zostaję na korytarzu i ze szklącym się okiem wyciągam moje spodenki we flamingi spomiędzy pośladków.

Przypominam sobie, jak to w poprzednim życiu soboty spędzałam na siłowni, a nie na kacu, i jak to mój trener Czesiu kazał mi brzuch i poślady spinać, miednicę wypinać, że wyglądałam jak czipendejls gotowy do wywijania stringami ze słoniem. I że wtedy z prostym kręgosłupem przysiad robię, spinam się jeszcze mocniej i nakurwiam tę sztangę, kettla czy whateva. No ale to jest rozpadający się karton. Więc robię trzy kroki i upadam, jak Syzyf i już teraz myślę, że gdyby tak zamiast tych drinków i panienek w weekendy to znowu pić te odżywki białkowe, to może bym sobie i mogła ten martwy ciąg do Endomondo wsadzić i na FB się pochwalić. Ale Endomondo wykasowałam, bo nie miałam miejsca na Tindera i „I’ve never ever”, co by ludziom przy drinku powiedzieć czy sikasz pod prysznicem.

Tak mogłoby być. ale nie jest.

No nic, przydałaby się muzyka z Rocky’ego, żebym to mogła poczuć się, że ten mój znój i trud ma jakiś sens. Muzyki nie ma, a ja przerzucam na zmianę raz jedną, raz drugą paczkę. I gdy już mijam te kompostowniki i na każdym półpiętrze rzucam fuckiem zamiast kurwą (niech sąsiedzi wiedzą, że w każdym języku jestem wulgarna), dochodzę na swoje drugie piętro. Przezorna myślę, że jebnę jedną paczkę na drugą i popcham. O losie.

Wyglądam jak robal z dupą zamiast głowy, w miejscu poruszam nóżkami. Niby moonwalk, a jednak nie. Po 20 minutach poruszyłam te dwie paczki o te 1,5 metra, otwieram drzwi. Zarzucam paczkę przez próg, kiedy ten maly, jebany pomiot Szatana, zwykle gruby i leniwy, wypierdala z mieszkania niczym błyskawica i leciiiiiii na czwarte piętro. Ja biegnę za nim, moje flamingi na dupie falują, dopadam zgreda i uświadamiam sobie, że drzwi nie zamknęłam, a wewnątrz drugi pomiot, niemniej głupi niż pierwszy. Lecę więc z Papi na złamanie ryja dwa piętra w dół i ułamek sekundy czy lecieć po drugą na parter czy najpierw sprawdzić, czy może ma wyjebane i śpi w domu. Przez ułamek sekundy moje ciało biegnie jednocześnie w dwóch kierunkach, ale decyduje się najpierw grubasa w domu zamontować. Przebiegam więc w popłochu te całe 42 metry kwadratowe, w których to przecież można się łatwo zgubić. No i siedzi, królewna. Grzeje dupę na klawiaturze, bo szwedzkie lato, c’nie. 19 stopni, hulaj, kurwa, dusza.

Drzwi zamykam no i to już koniec tej porywającej historii z mojego niemniej porywającego życia. Nie ma morału, może poza brakiem antykoncepcji dla lesbijek przed zajściem w kociążę. Zakoci się taka, rozum straci, przyjaciół i na 20 lat ma już kocie zapalenie opon mózgowych. Żenić się z taką nie ma sensu, bo jak pierwszy raz opowie Ci, że po śmierci nie chce być skremowana, a zblendowana na kocią karmę, no to kto z taką zostanie? No nikt. Przyjaciół też nie ma, bo wrażliwi, że kuwety niekryte i zdziwieni, jak gówno wygląda (dziewczyny lubią brąz. i przewiew.). A kurierzyca może i by Cię ruchła, jakbyś zamówiła kulki gejszy o wadze kilograma, ale nie 48 puszek hipsterskiego żarcia dla kotów i różowy żwirek.

No. To może teraz już się wyleczycie z tego, że jestem taka fajna, bo w gruncie rzeczy to jestem mocno popierdolona. I wiem, że ciągnie Was do mnie tylko dlatego, że wy też.

Lofciam. Idę oglądać tutoriale z robienia tortów mirror glaze. Bo przecież rzeczowej wiedzy w życiu nigdy za wiele.

Tagged in:

, ,