Jak dorobić filozofię do papieru toaletowego? Nie wiem, ale propagatorzy design thinking na pewno to wiedzą.

Na początku tego roku byłam na pewnej “innowacyjnej” konferencji. Wzięłam wolne w pracy, pojechałam na koniec świata na wrocławskie Stabłowice aby posłuchać o wrocławskiej Dolinie Krzemowej. Nie śmiejcie się, ja też nie mogłam gdy tak mówili o sobie Janusze Biznesu przez całą konferencję. Szczerze mówiąc, to przez połowę konferencji miałam ochotę rzygać pluszem i tęczą (nie było mi dane, bo poza paskudną kawą, tylko krzesła były tam wegańskie – cóż za design thinking).

Nie przekreślam całej konferencji, gdyż tam po raz pierwszy zobaczyłam Michała Sadowskiego z Brand24, który w 2 minuty rozerwał skostniałe towarzystwo i pokazał ludziom jak się robi prezentacje i przemawia publicznie. Również Zeccer czy Space is More robili wrażenie, jak cała zresztą część konferencji poświęcona startupom. Gdyby Sadowski nie puścił poniższego filmu, nie miałabym przyjemności poznać tych projektów. Bo znudzona zaczynałam już zbierać się do wyjścia.

Niestety nie o Brand24 jest dzisiejszy artykuł. Na nich nie mam w zwyczaju narzekać. A na design thinking będę.

Wielogodzinna konferencja była w sumie poświęcona na pobiciu rekordu w powtarzaniu zwrotu “design thinking”. Niestety, do dziś nie jestem w stanie wytłumaczyć czym to diznajnerskie myślenie jest.

Łopatologicznie, jest to nauka stworzona przez ludzi wychowanych w głębokim PRLu, gdzie nikt nie zastanawiał się “po co?”. Wychodząc z tego PRLu, odkryto konkurencję i wolny rynek, zauważyli, że WOW – klient będzie szczęśliwy, gdy przed projektem pomyślimy o nim! GENIUS!

Sprawdzam swoją wiedzą w wujku Google, no i niewiele się mylę od definicji, jakie desing thinkerzy propagują. Skupianie się na użytkowniku w zróżnicowanych grupach, celem zrobienia INNOWACYJNEGO czegoś.

Problem jest taki, że prawdopodobnie dla młodszego pokolenia nie jest to rzecz odkrywcza. Ludzie wychowani po ’89 roku wiedzą, jak ważny jest UX, pomysł, brainstorm oraz użyteczność sprzedawanych produktów i usług. Wiedzą to na swoim przykładzie, bo nikt z nas nie chce bulić miliona monet za coś, co nie spełnia naszych oczekiwań. Tego oczekujemy od firm, takie firmy odnoszą sukces.

Pracując przy różnych projektach też doceniam ideę wspólnej burzy mózgów, angażowanie w projekt osób spoza branży, szczegółowy wywiad z klientem i empatia wobec jego potrzeb.

Dla ludzi, którzy mieli gwarancję skupu ziemniaków z pola przez państwo, już nie jest to tak oczywiste.

Tak to sobie tłumaczę, biorąc pod uwagę średni wiek 60+ osób zachwalających design thinking na tej konferencji. Doszło tam również do prezentacji wyników takiej pracy w ramach design thinking. “Interdyscyplinarna grupa”, złożona z blogerów, urzędników, dziennikarzy, hydraulików i cholera wie kogo jeszcze, miała za zadanie stworzyć innowacyjny przystanek tramwajowy. Zaprezentowano nam śmieci ze styropianu i rolek po papierze toaletowym, moja uboga wyobraźnia na próżno doszukiwała się tam przystanków. Nie szkodzi. Przystanki nigdy nie powstaną, chodziło o kilkugodzinne bawienie się w design thinking. Taka tam innowacja.

A ja oczekiwałam, że wskażą mi chociaż gdzie jest tramwaj.
hex_design-1
Być może ta koncepcja nie jest zła. Być może skreślam ją zbyt szybko, bo od zawsze przecież, nieświadomie, ale pracuję wedle jej założeń. Różnica jest taka, że nie spodziewałam się, że styl działania, oparty przede wszystkim na lojalności, szczerości i szacunku na płaszczyźnie zleceniodawca-zleceniobiorca, może doczekać się prac naukowych. Myślę o użytkowniku moich projektów zawsze, testuję i zwracam się o pomoc do ludzi totalnie niezwiązanych z danym tematem. Nie piszę o tym doktoratu. Biorę to za pewne zjawisko mające na celu usprawnienie społecznego postępu.

Tymczasem wyobrażam sobie studentów na Wyższej Szkole Robienia Hałasu, gdzie zestresowani googlują na smartfonie definicję design thinking na kolokwium. Czy naprawdę potrzebujemy tworzenia filozofii do rzeczy oczywistych? W pewnym sensie design thinking nie byłby pierwszy zjawiskiem opisanym, mimo, że opisania nieszczególnie jest wart.

A może nie dostrzegam ukrytej pod tymi słowami rewolucji?

Tagged in: