Maturzyści teraz gorączkowo rejestrują się na studia. Medycyna, informatyka, inżynieria, prawo, psychologia, dziennikarstwo? Nie wiesz jakie studia wybrać? Chodź, Hakierka prawdę Ci powie.

Właśnie zakończyłam pięcioletnią edukację prawniczą. Nie przespałam wielu nocy, które spędziłam na nauce lub robieniu ściąg. Przeczytałam tony tekstu, który jest obecnie zupełnie nieaktualny. Legalnie, z przyklaśnięciem lekarza rodzinnego, co semestr narkotyzowałam się psychotropami na uspokojenie. Prawie wyleczyłam wrzody żołądka.

Co wiem po 5 latach?

Wiem, że nauczyciele w szkołach przeceniają możliwości studiów wyższych. Nie możesz odnosić ich doświadczeń do swoich. Osoby z wyższym wykształceniem w latach ’90 czy przed ’89 – oczywiście, że miały dużo lepszy start. Wiele osób wówczas miało ukończoną podstawówkę, czasem średnie i nie przeszkadzało to nikomu w zajmowaniu kierowniczych stanowisk państwowych. Takie były czasy i tak, wykształcenie dawało pracę, pozycję i pieniądze.

Breaking Bad

Breaking Bad

Obecnie studia są przedłużeniem liceum

Wstyd jest na studia nie iść. I wstyd trochę iść. Bo kiedyś rodzice wychowywali dzieci do 18 roku życia, teraz zakręcają słoiki i opłacają akademik do (minimalnie) 26 roku życia. Wstyd też trochę zawieść tych rodziców. I zawieść siebie, przede wszystkim. Bo wiara w pracę po studiach jest toksyczna. Nikt Ci za przeturlanie się pięć lat po uczelnianych korytarzach pracy nie da. Na pewno nie po publicznych studiach na polskich uczelniach. Nawet najlepszych.

Dlaczego?

Pracodawcy mają problem z nieprzystosowanymi do rzeczywistości pracownikami. Niby wszystko wiesz, teorie masz w małym palcu. Ale ta teoria jest już dawno nieaktualna, bo profesor stary, książka niekoniecznie najnowsza, a technologia już lata świetlne do przodu. Poza tym dochodzi najzwyklejszy w świecie… nieogar. Ze studiów przychodzi taka sierota, która bez przyklaśnięcia przełożonego boi się samodzielnie użyć papieru toaletowego.

Tak przynajmniej wyglądała moja pierwsza praca w kancelarii.

Obecnie nikt nie reaguje już w taki sposób na moją pracę, jak wtedy, gdy mówiłam ludziom, że jestem korposuką z kancelarii.

-Wooooow! No, no, no! Nawet nie pytam ile zarabiasz!

I dobrze, nie pytaj, bo zarabiałam strasznie gówniane pieniądze. To znaczy wiesz, ludzie zarabiają mniej, ale we Wrocławiu możesz pracować na zmywaku w knajpie za dużo lepszą stawkę godzinową.Przy czym nie trzeba tam wciskać się w żakiet, zakładać akrylowych, przezroczystych kolczyków i maskować tatuaży.

Jestem mało wiarygodna, bo praca w kancelarii była dla mnie traumą. Gdy o 16 wracałam do domu, to o 20 już płakałam, że za 12 godzin będę znowu w tej zjebanej robocie. Historia kończy się happyendem, rzuciłam pracę i przebranżowiłam się w totalnie innym kierunku. Mogę w końcu nosić dresy <3

Edit: Jak jeszcze raz ktoś podda w wątpliwość ten tekst z powodu tego, że wychodziłam z pracy o 16 – Drodzy Parafianie! Jako źle opłacana pracownica kancelarii, wywiązywałam się z umowy pracując dokładnie 8 godzin dziennie. Nadgodziny w biurze były bezpłatne, a całe szefostwo było już poza biurem od około 14. Bardzo chciałabym zrozumieć moich współpracowników, którzy dzielnie przychodzili godzinę przed, a wychodzili kilka godzin po pracy. Za darmo. Jeżeli ktoś lubi być dymany – spoko. Ja nie.

Na co możesz liczyć po prawie?

Na niezbyt wiele. W Starożytnym Rzymie można było na to wyrywać laski i młodych chłopców, ale liczba studentów z kołkiem w dupie i aktówką w ręce przekracza co roku popyt na usługi prawnicze. Te zresztą są coraz gorsze, bo pomimo niechęci do prawa, to korzystając z usług prawników nieraz już wytykałam im podstawowe błędy. Tak, wziętym prawnikom pracującym od x lat w zawodzie. A ja, do cholery, nie mam aplikacji i nie zdzieram hajsów za tę pseudo wiedzę od ludzi.

Hakierka vel. korposuka z wymazanymi kolczykami z czasów kancelaryjnych

Hakierka vel. korposuka z kancelarii. Widzicie akrylowe kolczyki?

Może powinnam?

Sorry, ale wolę mieć, niż żebrać.

Tak, nie masz omamów. Wielu prawników teraz żebra o pracę. Nie mówię o czołowych polskich kancelariach zagarniających rynek z dziada pradziada. Mówię o takich świeżych kancelaryjkach, co to absolwenci zakładają, bo nie chcą być dłużej mobbingowani w korporacjach. Najlepsi zagarniają rynek, inni wyczekują klientów.

Czy zniechęcam?

Nie, pewnie są tacy, co się do tego nadają. Chociaż zawsze śmieszyły mnie dzieciaki z pierwszym dziewiczym wąsem, które wciskały się w garnitur, prochowiec, a w dłoni dzierżyły aktówkę i wymownie mówiły o tym, że zdecydowanie są cywilistami lub karnistami (na pierwszym roku studiów). Nie wróżę im przyszłości w prawie, to nie Prawo Agaty, Magda M czy inny serial. To nuda. Po setnym akcie zgonu nawet skarpetka w odbycie przestaje być ciekawa, bo w sumie nic nie wnosi to do sprawy.

Idąc na prawo zrezygnowałam ze studiowania biologii. Miałam duże ambicje, że nauczę się jak pomagać ludziom czy zwierzętom. Zaczęłam pomagać, dołączyłam do ruchów społecznych i organizacji. Ale sama. Studia nie wpłynęły na moje poczucie sprawiedliwości, wręcz przeciwnie. Masa ludzi tam studiujących i wykładających ani trochę nie interesowała się otaczającym ich światem. Po co, gdy siedząc w restauracji Casus można mieć w dupie szary plebs?

Czy warto?

Jeżeli idziesz tam:

– dla pieniędzy;

– dla lansu;

– bo mama Ci każe;

– bo tata Ci każe;

– jesteś rodzicem i każesz tak dziecku,

to ogarnij się. Poza zachwytem sąsiadek i koleżanek Twojej babci, prawo da Ci takie same kwalifikacje do robienia frytek w McDonaldzie, jak każde inne studia. Co gorsza, te studia naprawdę trzeba lubić, a polubić je trudno. Akty prawne to jeden wielki burdel na kółkach, artykuły są niejednokrotnie pozbawione logiki i nieraz stwierdzisz, że prawodawca ma niezłego dilera. Ludzi, którzy myślą, że będą jak z serialu Suits czy The Good Wife jest bez liku, a potem zderzasz się z polskim systemem sądownicznym. Nie idź tą drogą.

Chyba, że to lubisz i robisz to dobrze. A w dodatku masz pomysł na siebie, bo prawo to nie tylko toga. W takim razie – próbuj. Nie życzyłabym tego najgorszemu wrogowi, ale próbuj.

Tagged in:

, ,