Od kilku miesięcy codziennie słyszę: Do Warszawy?! Z Wrocławia?! Oszalałaś! Jak można przyjechać do Warszawy z Wrocławia! To takie piękne miasto.

Wrocław to piękne miasto, faktycznie. Choć zimą szarobure, jak każde inne. Latem w komunikacji śmierdzi potem tak samo, jak w Atenach, Brukseli czy Pradze. Miasto, jak miasto. Fajni ludzie. Nawet Uber zbędny, bo z imprezy wszędzie dojdziesz na piechotę.

Ale nie o tym miałam. Bo nie dlatego zostawiłam Wrocław. Wyjechałam, bo Wrocław to:

Raj dla Januszów Biznesów

I dla Halin Biznesu też. Na pewno rajem nie jest tylko Wrocław. W Warszawie również trafi się na niejednego. Jednak liczba studentów na metr kwadratowy we Wrocławiu jest krytyczna. Dlatego w tym mieście, niezależnie od stanowiska, na jakim chcesz pracować, stawka jest jedna. Studencka.*

Programujesz? Piszesz? Projektujesz? Sprzątasz? Promujesz? Gotujesz? Sprzedajesz? Inwestujesz?

10zł na godzinę

Gardzisz? Ok, tutaj są Jacek, Kuba, Asia i Eustachy. Kulturoznastwo, mechatronika, biotechnologia i prawo. W proponowanej przez Ciebie stawce, możemy zatrudnić całą ich czwórkę. Nie potrzebują urlopu, macierzyńskiego, tacierzyński to ideologia gender. No bo widzisz, żaków nie interesuje zdrowotny czy emerytura. Ubezpiecza ich szkoła, a weekend to wystarczający urlop, aby ze wsi oddalonej o 11 godzin pociągiem przywieźć słoik. Dwa. Albo trzydzieści.

Rozumiem studentów. Próbuję zrozumieć pracodawców, którzy kosztem wykwalifikowanego pracownika, często seniora, wolą rozwijać firmę za pomocą dzieciaków. Tak samo biednych, bo po 5 latach mają dwa wyjścia: albo dalej pracować za miskę ryżu, albo muszą znaleźć nową pracę. Bo zastąpią ich nowi studenci, tym razem filologii, robotyki i rolnictwa.

Widzicie, wiele lat powtarzałam za moimi znajomymi w anarchistycznym tonie: jebać korporacje. Teraz jednak twierdzę, że tak bezczelnie chędożyć należy wszystkich tych, którzy w głębokim poważaniu mają swoich pracowników. Nieważne, czy robi to międzynarodowa korporacja, restauracja, agencja marketingowa czy warzywniak. Bo w firmie pracują żywi ludzi. Jeżeli ich wkurzysz, to możesz tego nie zauważyć, ale oni będą sabotować Twoją firmę. Czasem nawet nieświadomie, bo zwyczajnie trudno przykładać się do swoich obowiązków, kiedy pracodawca dyma Cię bez poślizgu.

Ok, umowa o pracę jest trudna dla pracodawcy. Zdarza się. Sama gdzieś mam ZUS i jego ochłapy, jakie serwuje w tej chwili ludziom. Ale to, jak realizujesz śmieciówkę, zależy już tylko od Ciebie.

Tymczasem urlop w roku skrócisz do tygodnia. No, może dwóch. Płacić za chorobowe? Na łeb upadli. Chory? Siedzieć może? To do roboty! Dzieci nie ródź, kobiet nie zapładniaj. Święta są przereklamowane, jesteś nowoczesnym człowiekiem. Kupimy w karfurze pierniczki i rozpylimy odświeżacz do toalet o zapachu sosny. A jak ustawowo wolne, to dla każdego. Ty nie pracujesz, ja nie płacę. Może i tracisz z powodu majówki trzy dniówki, ale masz tu stówkę na Boże Narodzenie. Przecież przeżyjesz, przyoszczędzisz jakoś w grudniu, przesuń wszystkie duże wydatki. Może zrób Wigilię jakoś w sierpniu? Byle w weekend, bo jak urlop, to nie w sezonie, przecież to taki trudny okres, każdy chce wtedy urlop! No już, nie marudź, bilety zwrócisz, postawimy Ci przy biurku wiatrak i kupimy zgrzewkę mineralnej. A to co? Awans? No dziś nie możemy, ale poczekaj pół do półtorej roku, czeka Cię wielka podwyżka. Całe pisiąt groszy więcej na godzinę.

Osom, c’nie? No, to jak już wszystko, to na asap zrobić trzeba kola. 

Korporacja od dupy strony

Coraz częściej firmy, które naprawdę się rozwijają, nijak mają się do stereotypów korporacyjnych. Odchodzi się od dresscode’u, stawia na faktyczną (a nie udawaną) integrację, rozrywkę, wypoczynek, elastyczne godziny pracy. Oczywiście powodem nie jest dobre serce pracodawców, to tylko zdrowy rozsądek. Bo trudniej wyjść z biura, w którym można w trakcie pracy walnąć się na kanapie, przespać czy zagrać w Fifę na konsoli. Skandynawowie wdrożyli sześciogodzinny dzień pracy nie z lenistwa Szwedów, ale z badań, które potwierdziły zwiększoną wydajność pracowników, którzy rzadziej urządzają sobie w tym czasie przerwę kawową. Albo w inny sposób migają się od pracy. Tymczasem pracownik w biurze siedzi, współpracowników lubi, czuje więź z firmą i współodpowiedzialność za to, co w niej robi. Sam zadba, aby robić dobrze, bez bata nad karkiem.

Bo widzisz, drogi Januszu, czy też Halino. Kiedy Ty pokazujesz, że nie chcesz dymać pracownika, pracownik nie ma powodu, aby dymać Ciebie.

Może zastanów się dwa razy, gdy porywając się z planami przeobrażenia Twojej nędznej agencji w międzynarodową korporację, zaczniesz ją zamieniać od dupy strony. Zamiast inwestować w specjalistów i podnosić kwalifikacje dotychczasowym pracownikom, stwierdzisz, że poczytasz kilka żartów o korpo i zalajkujesz Mordor na Domaniewskiej. Jeżeli myślisz, że jak wrzucisz korpoboksy, ludziom wytatuujesz numery jak w Auschwitz i rzucisz bon zakupowy na święta, to w końcu zdobędziesz upragniony sukces i sławę na miarę Steve’a Jobsa – to pamiętaj, że ponoć karma wraca.

Oby nasikała Ci do butów.

 

* Żeby była jasność: na pewno w wielu innych miastach znajdują się tacy pracodawcy. Ponadto wierzę, że na pewno we Wrocławiu znajdują się również uczciwe firmy.

Przypis końcowy: zanim ktoś nazwie to wyrzutem złej pracownicy – powyższa historia nie opisuje mnie. Ja ze złych posad się zwalniałam, potem założyłam własną firmę. Stąd nie mam na co narzekać. Jednak większość ludzi się nie zwalnia, bo się boi. O hipotekę, koty czy dzieci. I to jest ich historia.

Tagged in:

, ,