Nigdy nie wiedziałam, dlaczego smuci mnie przebywanie na imprezach blogerskich. Dowiedziałam się po jednym pytaniu Roberta Biedronia, jakie zadał blogerom.

Na konferencje blogowe zdarza mi się jeździć, choć niespecjalnie to lubię. Głównie dlatego, że jako osoba raczej nieśmiała, pijąca mało lub wcale, nie jestem dobra w networkingu. Poza tym, źle się czuję z tym, że nie mogę kupić sobie soku, bo prawdopodobnie muszę mu zrobić zdjęcie i wrzucić na Instagram. Czego nie robię i chodzę zazwyczaj głodna i spragniona, bo przecież na moim Instagramie są selfie w kiblach, nie zdrowe soki.

Próbuję też czasem chodzić na panele lub prelekcje. Te z kolei zawsze zalatują sektą. Połowa jest o tym, jak rzucić pracę w korpo i utrzymywać się z bloga. Pozostałe próbują być mądrzejsze, ale jakoś zawsze kończą się dość zachowawczo. Dla przykładu, idąc na panel o tym, jak mówić o trudnych tematach na blogu, dowiadujemy się, że trudnymi tematami… są śmierć czy kalectwo. W dodatku jest to czyjaś śmierć, obce kalectwo, któremu szlachetni blogerzy chcą pomóc. Może jestem cyniczna, ale szczerze? To świetne tematy. Klikalne i medialne. Można pisać z patosem lub z humorem, nie są trudne.

Trudno pisze się w tym kraju o uchodźcach, transseksualizmie, nierównościach społecznych, molestowaniu seksualnym, przemocy ekonomicznej, podatkach. Pisząc o osobach niepełnosprawnych intelektualnie nie dostałam złych komentarzy, wszyscy przybijali mi wirtualne piątki. Pisząc o uchodźcach, czytałam “a żeby Cię Arab wyruchał!” czy “Ty ciapata, żydowska kurwo z Muranowa!

Ale pisanie o rzeczach faktycznie trudnych, w oczach wielu, po prostu się nie opłaca. Lepiej napisać kolejną notkę o tym, jak być produktywnym czy o nawykach bogatych ludzi, dzięki czemu są bogaci. Klikalne, neutralne, nie odstraszy sponsorów.

Tylko czy to jest “głos Internetu”? Czy faktycznie blogowe pierdololo jest ugrzecznione jak koreańskie media z obawy, że sponsor nie przyjdzie?

Na jednej z ostatnich konferencji Robert Biedroń, który brał udział w panelu, zapytał:

Dlaczego nie piszecie o polityce?

Podniósł się szum, że trudno pisać obiektywnie o polityce. Ja bym powiedziała, że trudno pisać pozytywnie.

Zresztą, kto czyta blogi dla obiektywizmu autorów?

Ludzie tłumaczyli, że to trudne, że nie powinno być polityki. A co powinno być?

Dążymy do bycia bezmózgimi celebrytami, którzy nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Przekopiujemy cudze opinie z zagranicznych portali, napiszemy o modnych gadżetach i podzielimy się tym, jak spędzamy wakacje na Majorce. Jednocześnie brak nam jaj do zabrania głosu w sprawach naprawdę istotnych.

Gdyby choć część z tych wszystkich wydarzeń była poświęcona nie temu, jak zarabiać, ale temu, jak pisać, może mniej wstydzilibyśmy się powiedzieć, że piszemy bloga.

Bo ja się trochę wstydzę.