Mam prawie 30 lat i w połowie miesiąca znowu mam puste konto.
Przejebałam na randki, papierosy, piwa, pociągi i taksówki. Nawet na miesięczny bilet, choć go nie potrzebuję, mieszkam w ścisłym centrum. Ale na przedmieściach są dobre imprezy.
Jesteś niepoważna
Taki tekst powtarzali nam rodzice, nauczyciele czy ta koleżanka z dobrymi notatkami na studiach, ale długim kołkiem w dupie. No co poradzę, że znowu wolałam spać do późna, niż pójść na wykład?
Jestem przed trzydziestką, jestem niepoważna. Niepoważne są moje mandaty za parking i wysokość czynszu za mieszkanie. Niepoważny jest stan mojego konta bankowego oraz ostatnie transakcje. Kupiłam paczkę fajek, bo przecież mogę żywić się darmową kawą w pracy, prawda?
Mam niepoważne włosy. Niepoważne jest, że nie myłam ich przez cały weekend, bo trzy dni minęły mi jak dwie godziny i ledwo wskoczyłam do pociągu o czwartej rano. Niepoważne jest to, że po pięciu godzinach podróży, po prostu poszłam do pracy.
Mam niepoważną twarz ze wczorajszym makijażem (beauty guru, czuję wasze baty na moich plecach). Niepoważne kolczyki i niepoważny kolor szminki. Niepoważnie rozmazane smoky eyes, które sugeruje, że jestem vlogerką urodową albo dzieckiem z dworca Zoo.
Mam niepoważne hobby. Gram w gry, piszę bloga i spędzam nieco za dużo czasu z dziewczynami na Tinderze. Poważni ludzi nazwaliby mnie puszczalską. Na szczęście mam niepoważnych znajomych. Oni mówią „whatever works for you, babe”. Niepoważny komentarz.
Niepoważna matka
Poważnieję trzy razy dziennie. Pory karmienia kocich dzieci, dwóch pluszowych worków wymiocin, które swoją nienawiścią do mnie wyrażają miłość. Płuca bym wyrwała sobie, żeby sobie smacznie je zeżarły razem z wątróbką.
Jest sobota nad ranem, impreza dogorywa, a ja wstaję niczym perfekcyjna pani domu. Wyparzam słoik, do którego przekładam organiczną, bezglutenową karmę dla kotów. Nie ucierpiał przez nią żaden delfin. Zabite owce pasione były na dachu Hiltona i codziennie jadły tylko wodorosty zbierane rękami dziewic z Ko Phi Phi. Posypuję ją krewetkami hodowanymi wzdłuż sutków Nicki Minay. Do środka dosypuję nieco narkotyków. Zylkene dla dzieci, Xanax dla mamusi.
Tuptam znowu do kuchni i z apteczki wyciągam kolejne pasty, żele i tabletki dla dzieci. Na zdrowe zęby, na zdrową sierść, na zdrowe życie, na zdrową śmierć.
I nazwij mnie teraz Pokoleniem Ikea, millenialsem czy bananem. Rozpuszczonym dzieckiem, które z Twoich podatków się uchowało. Spuszczam w kiblu krwawicę prababek i pradziadów, co to walczyli o wolną Polskę. Na ich szczątkach wyrosłam ja. Dziewczyna, która podpaliła makaron do spaghetti i naciska wszystkie guziki na pralce w nadziei, że ta zacznie się w końcu kręcić.
Potem leżę na kanapie w sobotnie popołudnie. Oglądam reality show, w którym konkurują ze sobą drag queens i pożeram z miłością zrobione dla mnie naleśniki przez najpiękniejszych gejów w całym Sztokholmie. I tak myślę, że ok, moje życie może nie jest poważne. Może przypomina nudny, hipsterski film, który puszczany będzie w Kinie Luna przy Zbawixie.
Ale… tutaj miała być puenta, ale jak na niepoważną osobę przystało – zapomniałam jaka.
Comments