3 lata liceum spędziłam na nauczaniu indywidualnym.

Nienawidzę szkolnictwa. Nienawidzę systemu edukacji. Nienawidzę tego, że nie ma w nim miejsca na indywidualność, brakuje zrozumienia dla jednostki oraz wiedzy na temat zdrowia psychicznego.

Dojrzewasz i chodzisz do szkoły. To się prosi o problemy. Jeżeli dodasz do tego zaburzenia takie, jak depresja, nerwica, ADD, ADHD, autyzm, zespół Aspergera i wiele innych, przywitaj się z tragedią.

O mnie nie mówiło się, że jestem dzieckiem wrażliwym czy wartym indywidualnego podejścia czy leczenia. Byłam dzieckiem trudnym, problematycznym. Bo łatwiej powiedzieć, że to wina dzieciaka, że nie umie skupić się na zajęciach, że ma ataki paniki, że przebywanie w głośnej grupie rówieśników nadwyręża jego pokłady energii i doprowadza do załamania psychicznego.

Tak było ze mną. Dzieciak z zaburzaniami odżywiania, nerwicą, depresją, ADD, umierającą na raka matką. O tym, że znienawidzoną w mieście lesbijką, nie wspomnę. Nauczyciele w szkole uwielbiali doszukiwać się w tym sensacji. Zwalać na lenistwo, złe towarzystwo, po prostu umysłowe pojebanie, fakt, że ataki paniki powodowały silny i intensywny fizyczny ból przed każdym spotkaniem z nimi. Nie rozumieli, że w sytuacjach stresowych takiemu dziecku trzeba otuchy, a nie poniżenia przed całą klasą.

Uratowała mnie matka

All of Us #EndTheStigma

Miałam dwa wyjścia. Rzucić szkołę albo rozpocząć nauczanie indywidualne. Dobrze, że moja ogarnięta matka wygooglała tę drugą opcję i, mimo choroby, załatwiła mi wszystkie spotkania, testy i papiery.

Wydarzyło się to już po tym, jak szkołę rzuciłam. W połowie roku szkolnego po prostu zamarłam w swoim łóżku. Na kolejne pół roku. Nie mogłam się ruszać, każdy ruch sprawiał mi ból. Mój kręgosłup przeszywał prąd przy każdym ruchu. I nie, nic mi nie było. Badali mnie lekarze i w końcu ktoś zasugerował, żeby iść do psychiatry. Bo ból ma podłoże psychiczne.

Nauczanie indywidualne

Marzyłam o zostaniu w domu, ale jakoś przekonano mnie, żeby jeździć na zajęcia indywidualne z nauczycielami do szkoły. Spędziłam 3 lata w pustych klasach, sam na sam z nauczycielem. Dopytując o rzeczy, które mnie interesowały.

Nie wstydząc się powiedzieć, że Cierpienia Młodego Wertera to dno, które teraz napisałby jakiś emo nastolatek na swoim blogu na Tenbicie.

Matematyczka w końcu mogła zobaczyć, jak funkcjonuje umysł z ADD. Szybko, sprawnie, ale w dziesięciu miejscach na raz. Spędzała niepłatne nadgodziny ze mną, abym zdała maturę z matematyki. Zdałam ją naprawdę nieźle, a ona nie mogła powstrzymać łez.

Pamiętam, że najbardziej na świecie nienawidziłam biologii. W gimnazjum uczył mnie jej podstarzały pedofil, który mnie szczerze nie cierpiał. W liceum kobieta, która była jak Cersei Lannister, podniecająco niebezpieczna i wiesz, że w każdym momencie może powiedzieć Ci coś, co sprawi, że będziesz wymiotować ze strachu. Na nauczaniu indywidualnym pokochałam biologię do tego stopnia, że złożyłam papiery aby ją studiować. Bo jedząc chipsy z nauczycielem w jego kanciapie tłumaczyliśmy sobie działanie wirusa na zasadzie pracy kuriera, który przywozi nam paczki z Ebaya.

Nadajesz się tylko do zawodówki

Courtney Bruser Mental Ilness

Tak na koniec gimnazjum pożegnał mnie, otoczoną koleżankami i kolegami z klasy, ów biolog z gimnazjum. Tak było, gdy usłyszał, że aplikowałam do dobrego liceum. Dla niego byłam dnem i zerem. Nie trzymam złości, dla mnie on był tym samym. I o ile nie cierpię porównywań zawodowych, bo Twoja edukacja i praca nie czynią z Ciebie człowieka, którym jesteś. Wiem, że jest mnóstwo rzeczy, które sprawiają, że jesteś w tym miejscu, w którym jesteś. I nie jest to miejsce ani złe, ani gorsze.

Ale popatrz na mnie dzisiaj, chuju mieszkający za szkolnym boiskiem. Uczysz biologii, chemii, a nawet religii, choć wiem, że do nauczania tych dwóch ostatnich nie masz nawet uprawnień. Obmacujesz swoje uczennice i każdy wie, że za duży dekolt czternastolatka dostanie wyższą ocenę. Ja jestem tu, gdzie jestem. Wciąż ta sama. Nie udało Ci się mnie zgnoić, a tak strasznie próbowałeś.

Oh, drodzy nauczyciele. Nie on jeden. Bo wiem, że teraz jak to czasem ryj pokażę w gazecie, telewizji czy głos w radiu, to mówicie “o, patrzcie, uczennica nasza”. Chuja wasza. Urazy nie trzymam, ale Waszą jedyną zasługą jest to, że dziś mogę z innymi, dorosłymi już dzieciakami, o Was pogadać. Bo jesteście jak zaraza, wszędzie. W Polsce, w Szwecji, jak i na całym świecie. Część z nas, tych dzieciaków, rzuciła szkoły. Część z nas poszła na nauczanie indywidualne. Część z nas jest teraz pierdolonymi geniuszami (nie, nie ja). A dla Was byliśmy leniwym ścierwem, które nie lubi chodzić do szkoły. Jeżeli mieliście serce się nami zająć, to powstrzymywali Was dyrektorki i dyrektorzy Waszych placówek, kuratorium, przepisy.

I mam takie wrażenie, że w tym systemie każdy ginie. I uczniowie, i nauczyciele. Bo wciąż fajniej jest poudawać, że temat szkolnym to jest to, ile lat ma gimnazjum, jak bardzo obowiązkowa ma być Biblia na języku polskim oraz jak zachęcić dzieci do małżeństwa poprzez unikanie rozmów o antykoncepcji.

I tak fajnie politycznie sobie pogadać i poudawać, że mówimy o robotach do zaprogramowania, nie o ludziach, nie?

Systemie polskiej edukacji, pierdol się.