Wyzwolona, niepodległa Polska. Wywalczona potem, krwią i łzami. Cywilami pochowanymi w okopach.

Bomby nie znają płci, wieku, rasy, orientacji czy religii. Raz spadną i błysną uśmiechem “och, ja niezdara”. Jeden huk, a potem cisza, dzwoniąca w uszach cisza, tak głośna, tak nieznośna.

Skąd wiem, zapytasz? Sto lat, nikt, kto faktycznie pamięta, nie żyje. Nikt mi nie opowie. Czyżby?

Moja zwyczajna niedziela to śniadanie z przyjaciółmi. Zamawiamy naleśniki, kawę i przesiadujemy tak z godzin dwie, może trzy. Wojna nie przychodzi do rozmowy wprost. Wojna przychodzi przypadkiem. 

Kiedy scrollując telefon jedno z nas zobaczy informację o bombardowaniu Damaszku, to wtedy M. Musi wyjść i zadzwonić do mamy. Wszystko spoko, to był pobliski targ, gdzie mama robi zwykle zakupy. Jaka szkoda, zawsze mieli tam takie świeże warzywa.

Kiedy zapytam jej, siedzącej obok, czy wszystko w porządku? Jesteś taka nieobecna dzisiaj. Ona odpowie, że tęskni za swoją dziewczyną. Kiedy ją odwiedzisz? Nie wie, nowe prawo sprawia, że odwiedzanie jej w Syrii grozi tym, że nie pozwolą jej już wrócić do Szwecji. Jak się w ogóle poznałyście? Nigdy nie słyszałam tej historii. Studiowałyśmy razem medycynę, poznałam ją krótko po tym jak uciekła z Iraku do Syrii w 2007. 

Ja nie znam głosu bomby. Znam krzyk racy. Znam huk cegły opadającej na ziemi tuż obok mojej stopy, kiedy szłam kilka lat temu we wrocławskim marszu równości. Znam tradycyjne opuszczanie miasta w Święto Niepodległości, bo tego dnia to strach było wyjść z domu do sklepu, a i strach zadzwonić po jedzenie na dowóz. Strach o tę osobę, która mi to jedzenie dostarczy, bo też nie powinna wychodzić z domu w ten dzień.

Znam bezradność. Znam brak poczucia przynależności. Czuję wykluczenie całe moje życie, a tak wiele lat poświęciłam na to, żeby po prostu było dobrze. I czytam tak, że prezydent, mój? Prezydent, rozważa zakaz promocji i propagandy homoseksualnej. Tak, jak rozważył ją już prezydent Rosji czy Czeczeni. Tam już ludzie umierają, bojówki rozbijają im głowy o krawężniki i wrzucają do internetu. Każdy może zobaczyć, jak się w Rosji zabija geja, zobacz i Ty! Promocja? Dziś specjalna okazja, kup mój homoseksualizm, dostaniesz brak podstawowych praw w pakiecie.

Maja Ruszpel

Żartuję, nie sprzedam mojej orientacji za żadne pieniądze. Życie poszło mi całkiem z górki, urodziłam się jako biała osoba, choć no cóż, kobieta. Cispłciowa! Ale jednak lesbijka. W Europie! Ale klasy Z, czyli trochę się nie liczy. Taki misz masz przywilejów z kopniakiem do rzeczywistości. I dzięki tym kopniakom zaczęłam dostrzegać to, co dla niektórych jest niedostrzegalne. Rozwinęłam wrażliwość i powoli uczyłam się, jak nie być dla kogoś chujem. Dlatego wara od mojej nieheteronormatywności, od tęcz i piórek w dupie, od skór i kajdanek, od moich zakrwawionych majtek, doczepianych penisów, bród, i tego wszystkiego, przed czym straszysz swoich wyborców.

Jakby chuj na pasku był większym problemem niż fakt, że wychowujemy naród wcale nie katolicki i tradycyjny, a naród ślepy, zimny i głuchy. 

Sto lat, sto lat niepodległości!

Czy ktoś się jeszcze z tego cieszy?

Obywatele? Głównie nijacy, trochę przerażeni jeżeli żyją w Warszawie, bo czy ich samochód przetrwa? A jak nie, to czy dostaną odszkodowanie od miasta?

Władze? W złowieszczym nastroju, bo co by się nie stało, to będzie to wina Tuska, Kaczyńskiego, Gronkiewicz-Waltz, Morawieckiego albo Razem. Bo kraj faszystowski, bo kraj lewacki, bo kraj bez zasad moralnych, bo kraj nie-świecki.

Lewacy? Zmęczeni, ot, kolejna okazja, żeby napisać post na facebooku i internetowo powściskać trochę kwiatków w lufy czołgów.

Powstańcy? Seniorzy, którzy ciągle jeszcze mogą mieć w pamięci świst bomb i znający cenę wyzwolenia? Zdaje się, że i oni, jeżeli demencja nie zapukała do ich drzwi, to nie zareagują już na tę szopkę bardziej, niż “meh”. Jedni mówią, że ich dziadkowie nie walczyli o Polskę tęczową, inni, że nie walczyli o Polskę narodową. Zmarłych o zdanie nikt i tak już nie zapyta.

Narodowcy, z marszem, zakazanym czy nie, i tak, jak co roku, będą po prostu wkurwieni. Na lewaków, na imigrantów, na gejów, na czarnych, na białych, na żółtych, na niebieskich, na zielonych, na czerwonych i na tęczowych. Czujesz, że uśmiech na ich twarzach mógłby powstać jedynie w momencie, gdyby cała ludzkość zniknęła. I nie byłoby nikogo.

Ale pewnie się mylę. Może ten cały marsz ma na celu zrobienia bardzo ostrego kardio, przeplatanego ćwiczeniami siłowymi w postaci wyrywania hydrantów i bicia dziennikarzy. To wszystko, aby potem zmęczeni, mogli mieć potreningowego kebaba u Turka. Rasism rasizmem, ale miłość do kebaba nie zna granić.

I może to byłby dobry sposób na odbudowę podzielonej Polski? Żeby Lewaki przyszły na marsz z najlepszym kebabem i falafelem, jakiego nie widziała stolica, a każdy arabski chlebek zawinięty byłby w tęczowe papierki. Zapach mięsa spadającego z kebabodronu przywowałby niejednego Sebixa, który w euforii wyznałby w końcu miłość do swego pobratymcy z ONRu. I wszyscy zaśpiewaliby nie o białych, czarnych czy czerwonych, a o tym, że tylko zielona jest skórka ogórka. 

A ja? A ja miałam napisać, że jestem smutna. Ale tak po prawdzie, to mam w sumie wyjebane. Bo co mam się smucić. Cieszę się, że mój polski paszport JESZCZE pozwala mi legalnie emigrować do Szwecji. Bo po wyjściu Polski ze Unii Europejskiej nie zostanie mi nic innego, jak aplikować o azyl. Albo oświadczyć się mojej dziewczynie. Bo wiem, że ludzie, którzy walczyli o niepodległą Polskę, walczyli o niepodległych i szczęśliwych Polaków. Więc jako Polka z ciągle jeszcze niepodległego kraju, korzystam z moich praw do podróży, które dają mi prawa do szczęścia, a jakich moje państwo mi nie zapewnia. 

Szanuję tych, którzy w Polsce zostali. Chodzą na marsze, pikiety i zbiegowiska. Walczą o Polskę, żeby była dalej, niż bliżej do Putina. Brawo, Wy. Obyście wytrwali jak najdłużej. Ja się poddałam, bo czasem trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny. A nie być polityczną Marylą Rodowicz.

Pozwalam sobie na szczęście i spokój. Więc poświętuję 4 lipca z Amerykanami, ci to wiedzą jak zamydlić oczy na święto rzezi rdzennych Amerykanów. Czy 6 czerwca ze Szwedami, którzy zjędzą ciasto, bo każde święto zasługuje na jedzenie słodyczy. Poświętuję w różne daty przybycia do Szwecji moich znajomych, którzy samodzielnie wywalczyli sobie swoje osobiste niepodległości uciekając z kraju w momencie, kiedy nie ma sensu walczyć o coś, co Cię zabija. 

Mnie Polska trochę zabija. Świętowałam kilkanaście dni temu drugą rocznicę mojego odzyskania niepodległości. Dwa lata temu przyleciałam do Szwecji. 

Wznoszę toast moją imbirową herbatą.

Za Ciebie, Polsko!

Obyś pewnego dnia przestała żałować, że jednak nie zostałaś pod czyimś zaborem, aby uniknąć tych cyrków i farsy, jaką owoc Twej ziemi czyni.

Życzę Ci, żebyś pewnego dnia nie była raniona przez Szyszkę cięciem Twego lica w zamian za autostradę.

Żebyś pewnego dnia była tak broniona przed smogiem, jak jesteś broniona przed wyimaginowanym wrogiem imieniem Gender, który w umysłach ludzi zaczął chyba przypominać Hormon Monstera z netflixowego serialu Big Mouth, aniżeli gałąź nauk humanistycznych.

I żeby pewnego dnia ludzie byli Tobą tak zafascynowani, że ktoś zrobi z Twojej historii musical. Tak, żebyś się doczekała własnego Hamiltona stworzonego przez imigrantów z Ukrainy, Polaków wietnamskiego pochodzenia, żeby Dmowskiego zagrała piękna Żydówka, a Dulębianka i Konopnicka poprowadziły Polskę za rękę, jak Aleksander Hamilton i Angelica Schuyler, gdzieś z boku wyskoczy też Piłsudzki jako “Peggy”. 

Dobra, odpłynęłam.

Abyś pewnego dnia mogła odpocząć, Polsko, od ludzi, którzy Cię niszczą fizycznie, prawnie i mentalnie.

Tego Ci życzę. Na zdrowie.

Raise our glass to freedom
Something they can never take away
No matter what they tell you
Raise our glass to the four of us
Tomorrow there’ll be more of us
Telling the story of tonight
The story of tonight

The Story of Tonight, Lin-Manuel Miranda

P.S. Powinnam w końcu napisać coś o Hamiltonie, wiem.