Świętuję rocznicę tego, jak z powodu załamania nerwowego rzuciłam wszystko i wyjechałam do Tajlandii. W tym samym momencie w Pakistanie, garstka nieco szalonych, ale niesamowitych ludzi, próbuje podbić najtrudniejsze do zdobycia góry.

Ktoś ginie, ktoś przeżywa, ktoś leci im na pomoc. Tysiące kilometrów dalej, ktoś z kanapy pyta: a po co im to było?

No bo po co?

Nigdy nie ciągnęło mnie do gór. Wychowałam się w najbardziej zalesionym rejonie polski, więc przyroda nie zapierała mi dechu w piersiach tak, jak to może robić miastowym. Mogłabym się więc przyłączyć do leniwego bełkotu o tym, że za moje podatki ludzie ratują ludzi, tysiące kilometrów stąd, bo tym się zachciało ekstremalnych wrażeń. I kto wie, może rok, dwa, trzy lata temu, bym tak zrobiła. Ale nie dzisiaj.

Ucieczka

Tajlandia nie jest tak spektakularna jak Nanga Parbat, ale w tamtym momencie wstanie z łóżka było osiągnięciem swojego własnego szczytu. Rok temu krążyłam nocą korytarzami dla robotników remontujących Slussen, części Stockholmu, która łączy się mostem ze Starym Miastem. Krążyłam tam, decydując się z którego miejsca mogłabym wejść do wody, bo na skakanie nie miałam siły. Temperatura, ciężkie ubrania i średnie umiejętności pływackie i tak zrobiłyby swoje. Szukałam miejsca, gdzie nikt mnie nie zobaczy. Myślałam gdzie schować telefon i karty kredytowe, żeby dostała je rodzina. Wypalałam papieros za papierosem, mimo, że nie paliłam od trzech lat.

I nagle zobaczyłam informację na Facebooku, że ktoś znajomy ma bilet do Tajlandii. Na pojutrze. Nie wiedziałam gdzie jest Tajlandia. Nie miałam pieniędzy na bilet. Nigdy nie leciałam dłużej, niż kilka godzin samolotem. Nigdy nie byłam sama. Nie miałam czasu na szczepienia. Nie wiedziałam, gdzie po powrocie z tej Tajlandii będę żyć. I czy będę.

Więc wysłałam przelew. Spakowałam się do małego plecaka, choć bilet pozwalał mi na 30kg bagażu. I wsiadłam do samolotu.

Droga

Łapiąc Wifi na moskiewskim lotnisku, znajoma napisała, żebym obejrzała w trakcie podrózy film Wild, oparty na historii Cheryl Strayed. Dźwięk zagłuszał silnik samolotu, ale dostałam swoją historię. Śmierć matki, depresja, narkotyki, seks, rozwód. I decyzja, aby po tym wszystkim przejść samotnie tysiąc mil pustynią.

I pomyślałam wtedy tak samo, że jeszcze rok wcześniej nie zrozumiałabym po co ludzie chodzą po pustyni, gdzie zabije słońce i chłód, węże i pragnienie. Po co biorą narkotyki, po co robią sobie w życiu pod górkę. Ale wtedy wiedziałam, że jestem w tym samolocie, bo doświadczyłam części tych samych lub podobnych sytuacji, co Cheryl. Nie wiedziałam, że inne będę jeszcze miała okazję w najbliższych miesiącach doświadczać.

Jeszcze na pokładzie samolotu dostałam ciastko z wróżbą. Nie rób nic pod wpływem impulsu, mówiło. Wyśmiałam jego ironię, przecież ten impuls wrzucił mnie właśnie do tej metalowej puszki na wysokości 10.000 metrów.

Nieco niżej, na wysokości 8.126 metrów, znajduje się miejsce, do którego, z tysiąca różnych powodów, zmierzają ludzie z całego świata. Ślepną od bieli śniegu, odmrażają sobie stopy, ręce, twarze, wymiotują, mdleją. Są traktowani przez to miejsce jak szkodniki, upierdliwe komary, które upajając się tym miejscem, bo tylko tak mogą przeżyć. Lub zginąć. To Nanga Parbat. Albo K2. Albo Pacific Crest Trail. Albo moja Tajlandia.

Dlaczego?

Wild (2014)

Nie jestem kompetentna, aby mówić o powodach innych ludzi, dla których testują oni siebie w ekstremalnych warunkach. Wiem, że dla mnie doprowadzanie siebie do skraju wytrzymałości było terapią. Bo w momencie, kiedy zniszczyła się cała skorupa, która chroniła mnie przed codziennością, potrzebowałam choćby najmniejszych, codziennych osiągnięć, aby mieć siłę do jej odbudowy. I jeżeli moja psychika jest wrażliwa i odsłonięta, jak pozbawiony skorupy żółw, to moje ciało zaskakuje mnie tym, że wciąż tak wiele może. I że ta psychika nie jest tak słaba, jakby się początkowo wydawało.

I udawało mi się funkcjonować z poparzonym ciałem, które wrzucałam do słonej wody. A wrzucałam, aby przepłynąć stumetrową, podwodną jaskinię, kiedy pływać nie umiem, a woda pode mną darła się przynajmniej 10 metrów w głąb. I to ciało płynęło, choć tak bardzo chciało zatonąć. I to ciało prowadziło też motocykl po górskich drogach, choć nigdy takiego pojazdu nie prowadziło, nienawykłe było nawet do jazdy samochodem. Ciało jednak dało radę wjechać pod górę i z niej zjechać, nawet, gdy maszyna nie posiadała żadnych hamulców, a ramiona cisnęły, aby skręcić w przepaść i stać się pokarmem dla głośnych małp.

Państwo za mnie zapłaci

Widzicie, gdyby tam ugryzł mnie o jeden komar za dużo. Gdyby ta wódka, którą poczęstowali mnie tancerze ognia, pochodziła z gorszego źródła, bo przecież żadnej etykiety nie miała. Gdyby moje ciało zostało w jaskini albo było w połowie zjedzone i porzucone gdzieś w dżungli. Gdyby, gdyby, gdyby to wszystko, to wasze podatki zapłaciłyby za moją samodzielną terapię na końcu świata. Mój crashcourse, test zderzeniowy. Tak jak z tych podatków opłacony został helikopter dla Elisabeth Revol i Tomka Mackiewicza. Tak samo te podatki opłacają operacje hemoroidów spowodowanych siedzeniem w domu i nie robieniem niczego, z perspektywy fotela, głupiego. Czego bardzo wielu osobom zazdroszczę, że mając centrum dowodzenia w domowym zaciszu, są w stanie ogarnąć swoje życie. Nie wypomnę im, że to życie marnują w nudny sposób. Dlatego nie wypominaj nikomu innemu, że czyjeś życie, pasja czy hobby jest durne, bo niebezpieczne. Że durna rodzina, bo nie uwiązała na smyczy. Że durny człowiek i powinien umrzeć.

Nie powinien. Nikt z nas nie wie, czym dla Tomka Mackiewicza było zdobycie szczytu Nangi Parbat. Mało kto zrozumie, czym dla mnie był ostatni rok. Wiem, że małe sukcesy dawały mi spokój. Mam nadzieje, że zdobycie Nangi również przyniosło spokój Tomkowi.

A Ty daj sobie w końcu spokój w ocenianiu życia innych. Bo nie wszystko musisz zrozumieć. Parę miesięcy temu ktoś zadał mi pytanie: Amanda, dlaczego związałaś się z osobą z depresją? Ja nie rozumiem, kiedy ktoś cały dzień nie może wstać z łóżka.

Ja nie mogłabym być z osobą, która depresji nie rozumie. Nie musimy wszystkiego rozumieć. Ale nie mamy prawa oceniać i pogardzać życiem i wyborami innych. Ja zderzyłam się z oceną i pogardą w ostatnim roku, bo postanowiłam wprost mówić o moim życiu z depresją. Ludzie z przyjemnością to oceniali, choć nie było to choćby w procencie tak okrutne, jak dopuścili się tego wobec himalaistów w ostatnich dniach. Dlatego spróbuj zamilczeć, kiedy nie rozumiesz.

 

Happy trail, Cheryl.